niedziela, 12 stycznia 2014

Po co monarchistom monarchie?

Książę Henryk, księżna Kamila i księżna Katarzyna, 2012 rok (Źródło: Wikimedia Commons)
Nie ma nic cięższego od pytań najprostszych, tych najbardziej elementarnych, a z pewnością do takich należy to postawione w tytule. Dyskusję z monarchistą w zasadzie powinno zacząć się od spytania dlaczego monarchia, a nie republika. Nie mam jednak zamiaru tym razem rozważać nad wadami i zaletami obu ustrojów. Dziś chciałbym zająć się kwestią najbardziej kontrowersyjną wśród samych monarchistów - po co nam współczesne monarchie, gdzie władca nie rządzi, a panuje?

Mamy w Europie 11 państw monarchistycznych + Watykan jako państwo dwunaste i szczególny rodzaj monarchii. Odrzucając zaś państwa o liczbie ludności mniejszej niż Poznań zostaje nam najbardziej charakterystyczna siódemka - Wielka Brytania, Hiszpania, Dania, Szwecja, Norwegia, Holandia i Belgia. Pytanie często zadawane wśród samych monarchistów brzmi - po co nam one? Po co nam dynastie, które nie mają już do powiedzenia tyle, co dwieście lat temu?

W błysku fleszy

Patrząc czasem na monarchię brytyjską, bo na tej chciałbym się skupić, aż chce się złośliwie określić ją monarchią celebrycką. O tym, ile wywołuje ona złości wśród samych monarchistów, można przekonać się choćby z dyskusji pod wpisami dotyczącymi dzisiejszych monarchii na stronach monarchistycznych na facebooku. Zarzuca się im sztuczność, łamanie obyczajów, brak wpływu na politykę, upodobanie do pojawiania się na pierwszych stronach bulwarówek. Czy jednak słusznie? Czy winą członków rodzin królewskich jest to, że wykonywali swoje obowiązki pojawiając się na ważniejszych uroczystościach w kraju? Czy może to, że wloką się za nimi niestrudzeni paparazzi czyhający na najdrobniejszą królewską wpadkę? To nie wina brytyjskiej rodziny królewskiej, że tyle musieliśmy słuchać o książęcym ślubie i royal baby. To ludzie sami chcieli o tym słuchać, to oni generowali zainteresowanie. Rodzina królewska po prostu poprawnie to wykorzystała. Jak zwykle - pokazując się zresztą jako ludzie z klasą.

Naiwnym wydaje się być zarzucanie rodzinom królewskim dbanie o swój wizerunek, PR, ową sztuczność. Nienaganne ubrania, fryzury, zdjęcia z dziećmi. Czymś podobnym zajmuje się przecież każdy polityk. Monarchowie mają zaś o tyle utrudnione zadanie, że muszą dbać nie tylko o swój własny wizerunek, lecz całej swojej rozrośniętej rodziny. Przyglądają się im ludzie z całego świata, komentują każdy ich ruch. Powtarzające się wpadki groziłyby w państwie wzrostem niezadowolenia, a pewnie i nastrojów antymonarchistycznych. Na to zaś żaden trzeźwo myślący monarcha nie może pozwolić.

Wspierać czy obalić?

Wśród zwolenników monarchii zdarzają się najróżniejsze typy ludzi. Nie rozumiem jednak za bardzo jak można być jednocześnie monarchistą i zwolennikiem obalenia monarchii (chociażby brytyjskiej). Jeżeli już jest się zwolennikiem twardych rządów monarchy, to wypadałoby zastanowić się w jaki sposób można takie rządy osiągnąć. Łatwiej jest zreformować istniejącą monarchię niż wprowadzić od razu silne rządy rojalistyczne na bazie republiki. A już sto razy łatwiej jest poddać monarchię reformie niż ją obalić, wprowadzić rządy republikańskie i zaraz znów monarchistyczne, lecz tym razem wzmocnione. Czy monarchia celebrycka szkodzi monarchistom na całym świecie? Nie uważam, buduje i utrzymuje ona raczej poparcie wśród szerokich mas społeczeństwa, bez którego to żadnej monarchii w kraju republikańskim wprowadzić się nie da.

Zdaje się zresztą, że ludzi nie za bardzo interesują zagadnienia ideologiczne lub ustrojowe. Patrząc na monarchię zdają się widzieć dwie rzeczy - że ładnie się prezentują i że to trochę kosztuje (nie wspominając już o tym, że dzięki nim pamięć o takim ustroju jak monarchia jest ciągle żywa). Co do tego drugiego, to David Lloyd George powiedział w swoim czasie (1909 rok): "Całkowite utrzymanie księcia kosztuje tyle, co utrzymanie dwóch pancerników. A to książęta budzą właśnie tak wielkie przerażenie i są trwalsi". Nie da się ukryć, że trochę się przez te przeszło sto lat zmieniło. Trudno byłoby dziś powiedzieć zupełnie poważnie i bez drwiącego uśmiechu, że książę Karol budzi wśród ludzi wielkie przerażenie. Za to przynajmniej argument drugi wciąż jest obowiązujący i całkiem ważny. Monarchowie zapewniają trwałość i myślenie perspektywiczne w czasach, gdy rządy skupiają się tylko na obecnej kadencji i najbliższych wyborach. Nie sądzę też, by koszt utrzymania własnej rodziny królewskiej był dużo wyższy od utrzymywania Prezydenta, nadmiaru posłów i ich armii urzędników.

Przy co najmniej kilku zaletach utrzymywania przy życiu monarchii takich jak brytyjska, nie widzę za bardzo poważniejszych jej wad. Spotkałem się z taką opinią, że one tylko nam, monarchistom, szkodzą. Nie rozumiem tylko w jakim sensie. Opinie o jej szkodliwości muszą wynikać z oderwanego od rzeczywistości ciągłego porównywania czasów dzisiejszych do nowożytnych i średniowiecza. One nie wrócą. Nawet starożytni Grecy wiedzieli, że zupełne kopiowanie ustrojów z przeszłości jest głupie. Skoro już raz się nie utrzymał, to czemu miałby utrzymać się teraz? Miałby na to jeszcze mniejsze szanse niż te dwieście lat temu. Za każdym razem odtwarzając jakiś ustrój trzeba go dostosować do potrzeb czasów współczesnych. Dlatego niepoważne byłoby przyjęcie za obowiązującą Konstytucję 3 maja po 1918 roku czy konstytucję kwietniową po roku 1989.

Primum non nocere

Prawie za każdym razem wrzucając na stronę "Rojalistów polskich" na facebooku treść związaną z dzisiejszymi monarchami spotykam się z krytyką i niechęcią wobec monarchii. Zmusiło mnie to do refleksji i wyłożenia swoich poglądów na ten temat. Zastanawiając się nad tym, dlaczego mielibyśmy pragnąć utrzymywania przy życiu monarchii tego typu, wolę zadać sobie pytanie - a dlaczego nie? Więcej mamy z nich pożytku niż szkód, zarzuty wobec nich są niesprawiedliwe i niezbyt mocne i przy okazji są to ostatnie bastiony monarchizmu, których każdy realistycznie myślący rojalista powinien bronić, a przynajmniej nie atakować. Bo nie ma nic gorszego niż robienie brzydkich rzeczy do własnego gniazda.

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem powinniśmy rozróżnić dwie rzeczy: dzisiaj de facto monarchie można podzielić na dwa typy: monarchie konstytucyjne/parlamentarne, w których króla "panuje, a nie rządzi" (jak Wielka Brytania czy Hiszpania) i monarchie "prawdziwie" jak Liechtenstein czy monarchie arabskie. Zwłaszcza ten pierwszy przykład pokazuje, iż w Europie, w naszym kręgu kulturowym da się stworzyć nowoczesną monarchię dziedziczną z silnym, a nawet decydującym wpływem władcy na politykę państwa. Monarchizm w swojej prawdziwej formie powoli powraca.

      Usuń
    2. Zgadzam się co do tego, że Liechtenstein prezentuje skuteczniejszy rodzaj monarchii. Trzeba tylko pamiętać, że liczy on ledwie ponad 36 tysięcy mieszkańców (z czego 5 tysięcy mieszka w stolicy) przy powierzchni 160 kilometrów kwadratowych. To nawet nie tyle, co średni polski powiat (odpowiada zaś rozmiarom polskiej gminy). Liechtenstein to właściwie lokalna społeczność, łatwiej jest tam przepchnąć rzeczywiste rządy księcia niż w takiej 63-milionowej Wielkiej Brytanii.

      Usuń