poniedziałek, 16 czerwca 2014

Luksemburska rodzina wielkoksiążęca powiększa się

Księżna Claire wraz z księciem Feliksem.
Dwór Wielkiego Księstwa Luksemburga ogłosił, że 15 czerwca księżna Claire, żona księcia Feliksa, urodziła córkę. Nowo narodzona księżniczka otrzymała imię Amalia Gabriela Maria Teresa i waży 2950 gramów. Jest to pierwsze dziecko książęcej pary, która pobrała się we wrześniu 2013 roku. 

Książę Feliks jest drugim synem Wielkiego Księcia Henryka i Wielkiej Księżnej Marii Teresy.

niedziela, 15 czerwca 2014

"Ch*j, dupa i kamieni kupa", czyli o polskich partiach politycznych

Kamieni kupa. Pozostałych wymienionych w temacie rzeczy wolałem ze względów
estetycznych nie pokazywać. Zresztą można je znaleźć w Sejmie.

W poniedziałkowym numerze "Wprost" znajdziemy zapis podsłuchanych rozmów polskich polityków. Choć szykuje się skandal, to do wyborów parlamentarnych w 2015 roku jeszcze daleko i można się spodziewać, że taśmy będą miały na nie znikomy wpływ. Mimo wszystko jest to wspaniały moment na refleksję nad naszymi elitami rządzącymi, obecnymi oraz byłymi, i partiami politycznymi w Polsce w ogóle. To dobry moment, by zmienić swoje preferencje polityczne i tym wpisem zamierzam w wyborze dopomóc!

W Polsce słyszy się często narzekanie, że nie ma na kogo głosować, że wszyscy są źli i trzeba wybrać mniejsze zło. Otóż jeżeli męczą was gierki polityczne rodem z "House of Cards" i jeżeli chcecie, by naszym krajem rządzili ludzie, dla których Polska to coś więcej niż kupa kamieni, to mam dla was propozycję. Według strony PKW w Polsce obecnie zarejestrowanych jest 77 partii politycznych! Nie wszystkie startują we wszystkich wyborach w całym kraju, ale wszystkie potrzebują wsparcia. Skoro jednak większość z nich jest nam nieznana, to należy w pierwszej kolejności kierować się podstawowym kryterium, dzięki którym je poznajemy - nazwą.

Listę otwierają nam partie skądinąd znane o tak nudnych nazwach jak Stronnictwo Demokratyczne, Polska Partia Socjalistyczna, Unia Polityki Realnej i tak dalej. Ułożona jest ona wg kolejności założenia partii i jest ciągle uaktualniana, a partie, które przestają istnieć, zostają z niej wykreślone. Z tego powodu nie ma już na nich ciekawych partii z lat '90, więc interesująco zaczyna się robić dopiero mniej więcej poniżej Platformy Obywatelskiej i PiSu.

Nostalgicznie i reakcyjnie

Dla wielbicieli minionej epoki, czasów towarzyszów, kolejek za papierem toaletowym i prawdziwej propagandy sukcesu, nie tak nieudolnej jak ta serwowana nam dziś przez media i polityków, powstała Komunistyczna Partia Polski. Wyobrażam sobie, że partia ta, o ile nie zdobyłaby 95% głosów w pierwszych wyborach do Parlamentu, w których by wystartowała, chętnie widziałaby się w sejmowej koalicji z inną partią - chociażby z Ruchem Odrodzenia Gospodarczego im. Edwarda Gierka. Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!

Wódz-jasnowidz

Jedną z najbardziej tajemniczych partii znajdujących się na liście jest Sztandar Matki Boskiej Licheńskiej Bolesnej Królowej Polski. Sugerując się nazwą, zawsze wydawało mi się, że jest to partia założona przez kobiety w jesieni życia i moherowych beretach. Z tego co można dowiedzieć się jednak w Internecie, partia została założona przez mężczyznę, w dodatku jasnowidza, któremu udało się skupić około 200 osób. Z racji braku strony internetowej, co zresztą nie było dla mnie zaskoczeniem, trudno jest powiedzieć o partii coś więcej. Podobno przy próbie kontaktu z przedstawicielami ugrupowania dziennikarze usłyszeli w słuchawce tylko nagrane na poczcie głosowej pytanie: "Czego dusza chce ode mnie o tej porze?".

My Słowianie

Przeglądając listę dalej możemy trafić na motyw słowiański, widać tu kolejną potencjalną koalicję. Miałby ją utworzyć Związek Słowiański, ale chyba pod silnym przywództwem autorytarnie brzmiącej Polskiej Partii Imperium Słowiańskiego "Razem". Pozwoliłem sobie zajrzeć na stronę internetową tej ostatniej i inicjatywa jest całkiem ciekawa. Najbardziej zainteresował mnie fragment statutu partii: "Będziemy usilnie zabiegać o zdobycie większości w parlamencie, a tym samym w rządzie, mediach i instytucjach państwowych. W momencie, kiedy zdobędziemy większość, wystąpimy o likwidację wszystkich istniejących partii politycznych, a rządy Polską pozostawiamy dla narodu polskiego poprzez demokratyczne wybory i referenda". Trzeba przyznać, że w tym szaleństwie jest metoda. Może dlatego, że sam jestem coraz bardziej zaciekawiony ideą demokracji bezpośredniej, gdzie grupka kolesi nie załatwia przy stole spraw dotyczących 40-milionowego narodu w zupełnie bezczelny i chamski sposób, pozbawiony jakiegokolwiek szacunku dla wyborców. Mam tylko wątpliwości czy zadziałałaby ona w tak dużym państwie jak Polska. Wracając jednak do Imperium Słowiańskiego, kto z nas nie pragnąłby rozwiązania tego wszystkiego i pozostawienia z ulicy Wiejskiej jedynie kupy kamieni? Czy Imperium Słowiańskie nie zadowala naszych mocarstwowych ambicji? Słowianie to jedność, a w jedności siła! Chcemy imperialistyczno-słowiańskich mediów i instytucji państwowych! Naprzód, Bracia, do walki! Razem!

Dla lepszego jutra!

Oczywiście w końcu doczekaliśmy się również własnej Polskiej Partii Piratów, ale mamy też partię o zupełnie szczerej i prostej nazwie - Lepsza Polska. Mogę sobie tylko wyobrazić ich przemówienie, trochę przypominające wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego: "Dzięki nam wszystkim będzie lepiej! Bezrobocie będzie niższe, a zarobki będą wyższe! Polskie rodziny będą szczęśliwsze, a polski przemysł silniejszy! Polska musi być lepsza!". Zawiodłem się niestety odwiedzając ich stronę internetową, gdyż najwięcej miejsca poświęcają rolnictwie, a sama strona przypomina trochę wizytówkę jakiegoś gospodarstwa, w którym wesoło i beztrosko spędzić można letnie agrowczasy: http://www.lepszapolska.com/

Zakończenie na poważnie

Z powyższym wpisem wiążę pewne nadzieje. Przede wszystkim chciałem pokazać, że nigdy nie jest tak, że nie istnieje żadna alternatywa. Może niekoniecznie polscy konserwatyści zechcą wspierać Ruch Odrodzenia Gospodarczego im. Edwarda Gierka czy dołączyć do wywołującego oburzenie polskiego Episkopatu Sztandaru Matki Boskiej Licheńskiej, na czele którego stoi jasnowidz, ale istnieją inne partie. A jeżeli na liście 77 partii politycznych wciąż nie ma żadnej zadowalającej, to być może warto zacząć działać samemu. Wszystko jest lepsze od bezczynności i narzekania. To nie jakaś narzucona władza odpowiada za poziom życia politycznego w Polsce, nie wybiera ich jakaś garstka oligarchów. Można w to wierzyć lub nie, ale to my ich wybieramy i to my ponosimy za to wszystko odpowiedzialność.

wtorek, 25 marca 2014

O tym, który nie chciał iść z narodem, czyli generał Józef Chłopicki w powstaniu listopadowym

Jan Rosen, Rewia na Placu Saskim przed wielkim księciem Konstantym w 1824 roku

Józef Chłopicki był kluczową postacią początkowego okresu powstania listopadowego, tj. od jego wybuchu 29 listopada 1830 roku do końca bitwy grochowskiej 25 lutego 1831 roku. Wielką nadzieję wiązało z nim zarówno zachowawczo-kapitulanckie stronnictwo konserwatywne, jak i żywioł rewolucyjny. Mimo tego udało mu się zawieść dwie strony.

Syn Bellony

Przedpowstaniowa przeszłość dyktatora przysporzyła mu niemałą legendę, będącą później źródłem pokładanej w niego wiary. Ten urodzony (w 1771) żołnierz swoje ostrogi zdobywał na polach wojen 1792 i 1794 roku, głównie jednak w wojsku napoleońskim (1797-1813), gdzie przeszedł drogę od kapitana do generała brygady i barona Francji. Od 1814 do 1818 roku służył w wojsku na ziemiach polskich w stopniu generała dywizji, ciesząc się ogromnym szacunkiem ludu Królestwa Polskiego.

Jeszcze przed wybuchem powstania, sprzysiężenie Wysockiego próbowało uzyskać zgodę Chłopickiego na objęcie przywództwa nad przyszłym powstaniem, jednak za każdym razem spotykało się z odmową. Zupełnie nie wierzył w możliwość wygrania wojny z posiadającą wielokrotnie większe wojsko Rosją. Na czynione mu propozycje miał odpowiedzieć: "Dajcie mi sto tysięcy regularnego wojska i wtenczas czyńcie propozycje, a zobaczymy."

Noc listopadowa i pierwsze dni powstania

Wybuch powstania listopadowego 29 listopada Chłopicki zastał w Teatrze Rozmaitości. Odnalazł go tam podporucznik Dobrowolski, który podając mu szpadę prosił o objęcie dowodzenia nad powstańcami, na co jednak generał odpowiedział: "Dajcie mi spokój, idę spać." i opuścił teatr. Tej nocy Chłopickiego dopatrywano się w każdej podobnej do niego osobie i gorączkowo poszukiwano. Pod arsenałem mówiono, że walczy z Rosjanami na Nowym Świecie, a na Nowym Świecie, że objął dowodzenie nad zwycięskimi oddziałami pod arsenałem. Tymczasem generał ukrywał się przed powstańcami, którym, jak twierdził, brakowało piątej klepki.

30 listopada Rada Administracyjna mianowała Chłopickiego swoim członkiem i nadała mu dowodzenie nad wojskami polskimi w Warszawie, co miało uspokoić wzburzony tłum i rzeczywiście poskutkowało. Po rezygnacji wielkiego księcia ze stanowiska naczelnego wodza 3 grudnia i podjęciu decyzji o opuszczeniu Królestwa, Rada Administracyjna przekazała to stanowisko generałowi Chłopickiemu. Tego też dnia przestała ona istnieć, na jej miejscu powstał zaś Rząd Tymczasowy. Początkowo niechętny braniu na siebie jakichkolwiek obowiązków Chłopicki przekonany został argumentem o konieczności zapanowania nad krajem w celu przywrócenia w nim porządku i zahamowania anarchii.

Pierwsza dyktatura Chłopickiego

5 grudnia generał ogłosił się dyktatorem zapowiadając, że poda się do dymisji wraz z kolejnym posiedzeniem Sejmu. Od tego momentu dysponował właściwie nieograniczoną władzą i aż do zakończenia swej dyktatury stał się postacią centralną powstania listopadowego. Cele jego dyktatury były zbieżne z pragnieniami rządu - było to znalezienie wyjścia z zaistniałej sytuacji nie zrywając związków z carem Mikołajem, nie dopuszczenie do przeobrażeń społecznych i nie dopuszczenie sprawców oraz zwolenników powstania do władzy. Zgadzał się ponadto co do tego, że należy rozpocząć rokowania z Mikołajem, do tego nie zamierzał rozwijać sił zbrojnych ani podejmować żadnych działań zaczepnych względem wciąż przebywających w Polsce wojsk rosyjskich. Cofnął rozkaz pościgu za słabym i zupełnie zdemoralizowanym korpusem wielkiego księcia, a jakby tego było mało - rozkazał wojskom polskim przygotowanie przepraw na Wiśle dla wojsk Konstantego, dostarczenie mu żywności i usunięcie się z jego drogi. W Warszawie zaś opieczętował magazyny rosyjskie i zabronił korzystania z ich zawartości wojskom polskim.

W kwestii zbrojeń dużo więcej od Chłopickiego (który wziął na siebie odpowiedzialność jedynie za armię regularną) wykonał Rząd Tymczasowy, który powołał w pierwszych dniach grudnia Straż Bezpieczeństwa (masowa organizacja o charakterze paramilitarnym, w okresie walk z Rosją stała się ona trzecią rezerwą), a decyzją z 6 grudnia wydzielono z niej Gwardię Ruchomą (druga i częściowo pierwsza rezerwa; w przeciwieństwie do Straży Bezpieczeństwa miała strukturę armii regularnej i była częściowo skoszarowana), która w przyszłości stała się podstawą dla uzupełnień armii regularnej i stworzenia nowych pułków piechoty i oddziałów jazdy.

10 grudnia Chłopicki wysłał do Petersburga Franciszka Ksawerego ks. Lubeckiego-Druckiego i Jana hr. Jezierskiego w celu podjęcia negocjacji z carem. Nie miał pojęcia, że na nic takiego nie mógł liczyć, gdyż już 6 grudnia Mikołaj I spotkał się ze swoją gwardią, której oświadczył uroczyście o zbliżającej się wojnie i zaszczytnej możliwości ukarania przez nią buntowników w walce. 17 grudnia car wydał zaś manifest do Polaków, żądając w nim praktycznie bezwarunkowej kapitulacji.

Na spotkaniu z deputacją sejmową tego dnia Chłopicki jawnie wygłosił wreszcie swoje credo polityczne. Zadeklarował wówczas wierność Mikołajowi, odrzucił pomysł przeniesienia powstania na ziemie zabrane i zagwarantował jedynie starania o zachowanie całości Królestwa i zapewnienia przestrzegania jego konstytucji. Taki program polityczny nie był do przyjęcia nawet dla zachowawczego księcia Adama Czartoryskiego, chociaż przedstawiciele Sejmu utaili przed społeczeństwem postawę Chłopickiego. Na rozpoczętych następnego dnia obradach Sejmu skrytykowano instytucję dyktatury, choć panowała zgodność co do tego, że to generał Chłopicki powinien stać na czele Narodu. Chłopicki podał się do dymisji, jednak już 20 grudnia Sejm po wybłaganiu jego powrotu na stanowisko, mianował go dyktatorem legalizując tym samym jego uzurpowaną władzę.

Druga dyktatura

Okres tej tzw. drugiej dyktatury charakteryzował się już nieco większym entuzjazmem dyktatora wobec powstania i bardziej śmiałymi decyzjami. W dzień po przyjęciu od Sejmu dyktatury rozwiązał Rząd Tymczasowy i utworzył na jego miejscu Radę Najwyższą Narodową (tym samym nawiązując do tradycji insurekcji kościuszkowskiej). Pod koniec grudnia zreorganizował Gwardię Ruchomą mając na celu powiększenie stanu armii regularnej do 100 000 piechoty i artylerii oraz 20 000 jazdy (co zakomunikował Radzie Najwyższej Narodowej 5 stycznia), a 10 stycznia rozkazał utworzenie 16 nowych pułków piechoty na bazie Gwardii Ruchomej. Chciałoby się powiedzieć - nareszcie, chociaż decyzja ta i tak była spóźniona i w momencie rozpoczęcia walk polsko-rosyjskich, pułki nowej piechoty nie były jeszcze w pełni gotowe.

Bierność wobec Rosji i powolne zbrojenia doprowadziły do rosnącej krytyki Chłopickiego, głównie ze strony działaczy utworzonego 1 grudnia przez Maurycego Mochnackiego i Joachima Lelewela radykalnego Towarzystwa Patriotycznego (oficjalnie rozwiązanego przez Rząd Tymczasowy 4 grudnia, wznowiło formalnie działalność dopiero 19 stycznia). Ich liczne dyskusje w kawiarniach "Dziurka Marysi" i "Honoratka" (nazwane tak od imion właścicielek) często przenosiły się na ulice; domagano się obalenia Chłopickiego i mianowania na to stanowisko Lelewela.

Wobec ostatecznego fiaska rokowań z Mikołajem, zorientowano się, że jedynym pozostałym wyjściem jest wojna lub kapitulacja. Podczas gdy Rada Najwyższa Narodowa opowiadała się już za wojną, Chłopicki wciąż opowiadał się za "pokojem". W obliczu różnicy zdań zwołano kolejne posiedzenie Sejmu na 17 stycznia, tego też dnia dyktator ostatecznie podał się do dymisji. Na spotkaniu z deputacją sejmową w dzień poprzedzający dymisję, doszło do awantury. Po zapowiedzeniu rezygnacji generał oświadczył, że nie pozostanie wodzem naczelnym wojska, gdyż nie chce zostać pobitym. Wówczas poseł Jan Ledóchowski zarzucił Chłopickiemu zdradę i tchórzostwo, na co dyktator odpowiedział krzykami, tupaniem nóg i tak mocno uderzył w drzwi, że je wyłamał.

Wojna polsko-rosyjska

Nowym wodzem naczelnym (o nowej dyktaturze już nikt nie chciał myśleć) został książę Michał Radziwiłł. Powodem jego wyboru było głównie to, że liczono na doradztwo i pomoc Chłopickiego. Tak też i po rozpoczęciu działań wojennych eks-dyktator znalazł się w sztabie księcia Radziwiłła.

W pierwszych dniach lutego wojska rosyjskie przekroczyły granicę polską (wbrew spodziewanej ofensywie wiosennej). Po pierwszych większych walkach pod Stoczkiem, Dobrem i Kałuszynem, wojska polskie cofnęły się na przedpola Warszawy, gdzie Chłopicki obiecał w decydującym starciu zatrzymać Rosjan (a pomimo tego nie umocnił nawet zawczasu swych pozycji). Na tę największą w okresie od końca wojen napoleońskich do wojny krymskiej bitwę Europy składał się szereg walk od 19 do 25 lutego 1831 roku. W miarę jej trwania Chłopicki coraz bardziej się ożywiał, by całkowicie tryskać entuzjazmem i energią w jej kulminacyjnym punkcie. Cały czas objeżdżał polskie pozycje, obserwował i kontrolował ruchy wroga, wydawał rozkazy, zagrzewał do walki. W decydującej walce o Olszynkę Grochowską 25 lutego sam prowadził swą piechotę maszerując w pierwszym szeregu. W żółtym surducie i kapeluszu, z cygarem w ustach, miał nawet odebrać karabin rannemu żołnierzowi, by wraz ze swymi żołnierzami natrzeć na bagnety i wywołać tym samym popłoch wśród Rosjan. Tego dnia kule wydawały się go omijać, jednak w rozstrzygającym momencie bitwy granat artyleryjski upadł pod nogi jego konia zabijając go i raniąc Chłopickiego w obie nogi. Zniesiony natychmiast z pola bitwy i opatrzony w kwaterze wojsk polskich, kazał się od razu wsadzić na powóz i objeżdżając pozycje polskie, zagrzewał żołnierzy do walki i wydawał ostatnie rozkazy. Podjechał także do księcia Radziwiłła, któremu kazał przekazać dowództwo generałowi Skrzyneckiemu. W końcu, na wpół omldały, został odwieziony do Warszawy, skąd po krótkim pobycie udał się do Krakowa. Udział Chłopickiego w powstaniu listopadowym był skończony.

Si vis pacem, para bellum

Józef Chłopicki nie dotrzymał żadnych ze swoich ogólnikowych obietnic poza "walką z anarchią". Biernie oczekiwał rozwoju wydarzeń, a wszystkie jego zarządzenia były wynikiem często natarczywych i ponawianych wniosków Rządu Tymczasowego i Rady Najwyższej Narodowej. W okresie swej dyktatury inicjatywę zachował jedynie w zakresie zachowania wewnętrznego porządku i hamowania poczynań zmierzających do podniesienia zdolności bojowej Królestwa. Choć same negocjacje były naturalne dla każdej rewolucji, to Chłopicki w kluczowym pierwszym miesiącu powstania zapomniał o starej rzymskiej zasadzie si vis pacem, para bellum ("jeśli chcesz pokoju, gotuj się do wojny").  Swoją rolę dość sumiennie wypełnił dopiero w czasie bitwy grochowskiej. Dobry taktyk, kiepski strateg i jeszcze gorszy polityk. Choć zawiódł środowiska radykalne i rządowe, Chłopicki do dziś pozostaje postacią, której nie można ocenić jednoznacznie.

Bibliografia


J. Harbut, „Józef Chłopicki: w 100-letnią rocznicę powstania listopadowego”, Warszawa 1930.
J. Skarbek, „Dyktatura generała Józefa Chłopickiego” [w:] „Powstanie Listopadowe 1830-1831: dzieje wewnętrzne, militaria, Europa wobec powstania” pod red. W. Zajewskiego, Warszawa 1980.
M. Karpińska, „Nie ma Mikołaja! Starania o kształt sejmu w powstaniu listopadowym 1830-1831”, Warszawa 2007.
M. Tarczyński, „Generalicja powstania listopadowego”, Warszawa 1988.
W. Bortnowski, „Ze studiów nad dyktaturą Józefa Chłopickiego”, Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego 1958, seria I, z. 8.
W. Tokarz, „Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831”, Warszawa 1994.
W. Trąmpczyński, „Grzegorz Józef Chłopicki i wojna w 1830/31 roku: życie i czyny wybitnych wodzów polskich”, Warszawa 1909.
W. Zajewski, „Powstanie Listopadowe 1830-1831”, Warszawa 2012.

niedziela, 12 stycznia 2014

Po co monarchistom monarchie?

Książę Henryk, księżna Kamila i księżna Katarzyna, 2012 rok (Źródło: Wikimedia Commons)
Nie ma nic cięższego od pytań najprostszych, tych najbardziej elementarnych, a z pewnością do takich należy to postawione w tytule. Dyskusję z monarchistą w zasadzie powinno zacząć się od spytania dlaczego monarchia, a nie republika. Nie mam jednak zamiaru tym razem rozważać nad wadami i zaletami obu ustrojów. Dziś chciałbym zająć się kwestią najbardziej kontrowersyjną wśród samych monarchistów - po co nam współczesne monarchie, gdzie władca nie rządzi, a panuje?

Mamy w Europie 11 państw monarchistycznych + Watykan jako państwo dwunaste i szczególny rodzaj monarchii. Odrzucając zaś państwa o liczbie ludności mniejszej niż Poznań zostaje nam najbardziej charakterystyczna siódemka - Wielka Brytania, Hiszpania, Dania, Szwecja, Norwegia, Holandia i Belgia. Pytanie często zadawane wśród samych monarchistów brzmi - po co nam one? Po co nam dynastie, które nie mają już do powiedzenia tyle, co dwieście lat temu?

W błysku fleszy

Patrząc czasem na monarchię brytyjską, bo na tej chciałbym się skupić, aż chce się złośliwie określić ją monarchią celebrycką. O tym, ile wywołuje ona złości wśród samych monarchistów, można przekonać się choćby z dyskusji pod wpisami dotyczącymi dzisiejszych monarchii na stronach monarchistycznych na facebooku. Zarzuca się im sztuczność, łamanie obyczajów, brak wpływu na politykę, upodobanie do pojawiania się na pierwszych stronach bulwarówek. Czy jednak słusznie? Czy winą członków rodzin królewskich jest to, że wykonywali swoje obowiązki pojawiając się na ważniejszych uroczystościach w kraju? Czy może to, że wloką się za nimi niestrudzeni paparazzi czyhający na najdrobniejszą królewską wpadkę? To nie wina brytyjskiej rodziny królewskiej, że tyle musieliśmy słuchać o książęcym ślubie i royal baby. To ludzie sami chcieli o tym słuchać, to oni generowali zainteresowanie. Rodzina królewska po prostu poprawnie to wykorzystała. Jak zwykle - pokazując się zresztą jako ludzie z klasą.

Naiwnym wydaje się być zarzucanie rodzinom królewskim dbanie o swój wizerunek, PR, ową sztuczność. Nienaganne ubrania, fryzury, zdjęcia z dziećmi. Czymś podobnym zajmuje się przecież każdy polityk. Monarchowie mają zaś o tyle utrudnione zadanie, że muszą dbać nie tylko o swój własny wizerunek, lecz całej swojej rozrośniętej rodziny. Przyglądają się im ludzie z całego świata, komentują każdy ich ruch. Powtarzające się wpadki groziłyby w państwie wzrostem niezadowolenia, a pewnie i nastrojów antymonarchistycznych. Na to zaś żaden trzeźwo myślący monarcha nie może pozwolić.

Wspierać czy obalić?

Wśród zwolenników monarchii zdarzają się najróżniejsze typy ludzi. Nie rozumiem jednak za bardzo jak można być jednocześnie monarchistą i zwolennikiem obalenia monarchii (chociażby brytyjskiej). Jeżeli już jest się zwolennikiem twardych rządów monarchy, to wypadałoby zastanowić się w jaki sposób można takie rządy osiągnąć. Łatwiej jest zreformować istniejącą monarchię niż wprowadzić od razu silne rządy rojalistyczne na bazie republiki. A już sto razy łatwiej jest poddać monarchię reformie niż ją obalić, wprowadzić rządy republikańskie i zaraz znów monarchistyczne, lecz tym razem wzmocnione. Czy monarchia celebrycka szkodzi monarchistom na całym świecie? Nie uważam, buduje i utrzymuje ona raczej poparcie wśród szerokich mas społeczeństwa, bez którego to żadnej monarchii w kraju republikańskim wprowadzić się nie da.

Zdaje się zresztą, że ludzi nie za bardzo interesują zagadnienia ideologiczne lub ustrojowe. Patrząc na monarchię zdają się widzieć dwie rzeczy - że ładnie się prezentują i że to trochę kosztuje (nie wspominając już o tym, że dzięki nim pamięć o takim ustroju jak monarchia jest ciągle żywa). Co do tego drugiego, to David Lloyd George powiedział w swoim czasie (1909 rok): "Całkowite utrzymanie księcia kosztuje tyle, co utrzymanie dwóch pancerników. A to książęta budzą właśnie tak wielkie przerażenie i są trwalsi". Nie da się ukryć, że trochę się przez te przeszło sto lat zmieniło. Trudno byłoby dziś powiedzieć zupełnie poważnie i bez drwiącego uśmiechu, że książę Karol budzi wśród ludzi wielkie przerażenie. Za to przynajmniej argument drugi wciąż jest obowiązujący i całkiem ważny. Monarchowie zapewniają trwałość i myślenie perspektywiczne w czasach, gdy rządy skupiają się tylko na obecnej kadencji i najbliższych wyborach. Nie sądzę też, by koszt utrzymania własnej rodziny królewskiej był dużo wyższy od utrzymywania Prezydenta, nadmiaru posłów i ich armii urzędników.

Przy co najmniej kilku zaletach utrzymywania przy życiu monarchii takich jak brytyjska, nie widzę za bardzo poważniejszych jej wad. Spotkałem się z taką opinią, że one tylko nam, monarchistom, szkodzą. Nie rozumiem tylko w jakim sensie. Opinie o jej szkodliwości muszą wynikać z oderwanego od rzeczywistości ciągłego porównywania czasów dzisiejszych do nowożytnych i średniowiecza. One nie wrócą. Nawet starożytni Grecy wiedzieli, że zupełne kopiowanie ustrojów z przeszłości jest głupie. Skoro już raz się nie utrzymał, to czemu miałby utrzymać się teraz? Miałby na to jeszcze mniejsze szanse niż te dwieście lat temu. Za każdym razem odtwarzając jakiś ustrój trzeba go dostosować do potrzeb czasów współczesnych. Dlatego niepoważne byłoby przyjęcie za obowiązującą Konstytucję 3 maja po 1918 roku czy konstytucję kwietniową po roku 1989.

Primum non nocere

Prawie za każdym razem wrzucając na stronę "Rojalistów polskich" na facebooku treść związaną z dzisiejszymi monarchami spotykam się z krytyką i niechęcią wobec monarchii. Zmusiło mnie to do refleksji i wyłożenia swoich poglądów na ten temat. Zastanawiając się nad tym, dlaczego mielibyśmy pragnąć utrzymywania przy życiu monarchii tego typu, wolę zadać sobie pytanie - a dlaczego nie? Więcej mamy z nich pożytku niż szkód, zarzuty wobec nich są niesprawiedliwe i niezbyt mocne i przy okazji są to ostatnie bastiony monarchizmu, których każdy realistycznie myślący rojalista powinien bronić, a przynajmniej nie atakować. Bo nie ma nic gorszego niż robienie brzydkich rzeczy do własnego gniazda.